Popatrzyłam na Jerrego ze szczerym współczuciem. Pamiętam jak często nie widywałam go tygodniami ale nie spodziewałam się tego, że z mojego powodu zabił całą starszyznę, naszej starej watahy. Przyznam miałam, z niej złe wspomnienia i osadziła się w moim sercu jak gwóźdź, który przy każdym wspomnieniu wbijał się coraz mocniej. Wtuliłam pyszczek w jego nogę, zamykając przy tym oczy. Współczułam mu, że tyle przeszedł. Gdybym tylko o tym wiedziała, starałabym się zareagować, by tylko nie porzucać go na eksperymenty ciekawskiej watahy.
- Nie wiedziałam… - jęknęłam.
Ten pogłaskał mnie po pyszczku uśmiechając się przy tym lekko. W tamtej chwili miałam mu ochotę powiedzieć wszystko co działo się po drugiej stronie świata, o szkoleniu, mimo, że o nim wiedział. Nie wiedział jednak co tam się działo naprawdę. Nikt nie wiedział, bo informacje stamtąd, nigdy nie wyszły na światło dzienne.
- Wiem co czujesz – powiedziałam zduszając cichy jęk.
Ten spojrzał na mnie pytająco, przez co zdecydowałam się zmienić w inną postać, w której było wszystko widać lepiej. Będąc już niewysoką dziewczynom, zajęłam miejsce obok towarzysza i zaczęłam desperacko wyrywać trawę z ziemi.
- Wtedy, na tych szkoleniach…- po chwilowym zacięciu, zdecydowałam się, że trzeba to w końcu komuś powiedzieć, a nie dusić w środku – To nie jest tak, że oni każą ci robić a jak nie zrobisz to ci odpuszczają… Gdy nie dawałam rady nic zrobić, obrywałam ty co mieli pod ręką. Bicze, metalowe pręty, druty kolczaste, wszystko…
W moich oczach zebrały się łzy, jakbym zaraz miała odpłynąć, zapaść się pod ziemię. Zorientowałam się, że chłopak obserwuje mnie uważnie.
- Mogli cię tak katować nawet jak leżałeś i nie mogłeś wstać… Wtedy raz upadłam, dostałam tak, że straciłam przytomność i obudziłam się dopiero po paru dniach, w tym samym miejscu. Leżałam tam tyle czasu i nikt mi nie pomógł. Ledwo co się stamtąd wyrwałam, gdyby nie Zoy, nie było mnie tutaj. Nawet nie wiesz ile razy miałam nadzieję, że zobaczę cię chociaż na chwilę, że wesprzesz mnie jakimś słowem, jak zawsze. Każdego ktoś odwiedzał, ja siedziałam z boku… A to… To jest tylko pamiątka tego wszystkiego, co nie jest nawet urywkiem tego co się tam działo – jęknęłam cicho.
Odwróciłam się plecami do chłopaka i podciągnęłam koszulkę za połowę pleców, ukazując tak dawno już zabliźnione rany. Schowałam głowę w ręce, nie chcąc widzieć jego wzroku, bałam się, chociaż sama nie wiem czego…
- Nawet mi nic nie mów… - szepnęłam.
<Jerry?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!