No i wszystko względnie wróciło do normy, znowu robiłem za futrzastą kanapę dla tej oto panny. Czasami niektóre rzeczy się nie zmieniają. Kątem oka zerknąłem na pyszczek Savey, leżący niebezpiecznie blisko mojego, lecz szybko odwróciłem wzrok. Znowu miałem pustkę w głowie, nie wiedziałem co miałbym jej powiedzieć. To wszystko było zbyt zagmatwane, o wielu rzeczach cudem udało mi się zapomnieć. A teraz miałem tak po prostu opowiedzieć o swojej przeszłości. Westchnąłem cicho, próbując poukładać wszystkie myśli i wspomnienia w spójną całość, co nie należało do zadań łatwych. Może najlepiej zacząć od najgorszego...
- Sama wiesz jak tam było... W watasze... I co ze mnie próbowali zrobić...- wydukałem- W sumie to im się tak trochę udało. Trochę bardzo.
- Co masz na myśli?
Ostrożnie wstałem, starając się nie zrzucić wadery, a jedynie delikatnie położyć ją na trawie. Przybrałem formę dla mnie właściwą, najwygodniejszą- rosłego mężczyzny, z pozoru najzwyklejszego w świecie człowieka. Pod maską tą skrywałem się przez wiele lat, powoli rezygnując z bycia wilkiem. Usiadłem na przyjemnie chłodnej ziemi, patrząc się gdzieś przed siebie. Teraz albo nigdy, Jeremiaszu, przemknęło mi przez głowę. Uśmiechnąłem się pod nosem, czując jak moja dawna towarzyszka niedoli ułożyła łebek na mojej nodze. Dotknąłem dłonią jej miękkiego futra, zaczynając ją głaskać, jak jakiegoś pieska.
- Krew- powiedziałem matowym tonem.- Krew jest moją mocą, to ona pozwala mi na wszystko, ale i wszystko odbiera. Nie dziwię ci się, że nigdy nie zauważyłaś tego, co się działo w domu. Kiedy wybywałem na kilka dni, miesiąc, może więcej, to wtedy właśnie starszyzna zmuszała mnie do rozwijania swojej mocy. Były takie momenty, że pocięte miałem prawie całe ciało, jakieś siedemdziesiąt, do osiemdziesięciu procent, tylko dlatego, że posokę trzeba było uwolnić. Bym mógł z niej coś tworzyć- podwinąłem rękawy koszuli, ukazując ręce pokryte bliznami.- Okaleczali mnie. Wtedy, kiedy odeszłaś... Nie miałem okazji się z tobą pożegnać, bo oczywiście zabrali mnie na kolejny, chory trening. Zgadnij co się stało, kiedy jeden z nich przybiegł, zawiadamiając o twoim zniknięciu...
- Ty...- jęknęła, zaś ja poczułem na sobie jej stalowe spojrzenie
- Zabiłem ich. Wszystkich po kolei. A potem? Odszedłem, pod człowieczą postacią. Niepozorny, nikomu nieznany pod tą postacią. Wmieszałem się w ludzi. I... to chyba tyle... A blizny są pamiątkami cierpienia i zbrodni... I wiesz co? Wcale nie żałuję. Niczego.
<Sav?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!