Zauważyłam tą dwójkę rodzeństwa, co wczoraj. Jakoś nie miałam ochoty rozmawiać z nikim. Miałam totalne załamanie... Do tego fiolka na szyi wszystko mi przypominała. Spojrzałam na waderę w kapturze i krzywo podniosłam káciki ust. Jednak szybko je opuściłam i wróciłam do rozmyślania.
~*~
Biały puch leżał wszędzie. Na jeziorze były przeręble, z których można było napić się lodowatej wody. Trzeba było jednak pierw wejść na lód. Prościzna.
Kątem oka spojrzałam, że mały, rudy liso-wilk zaczyna się topić pod pękniętym lodem. Jego siostra ni jak mogła mu pomóc, gdyż jej płaszcz zapił się o jakiś wystający drut. Tak więc pobiegłam w stronę malucha wskakując do lodowatej wody. 'Wyłowiłam' go i połoźyłam na ziemi.
- Idźcie lepiej po ciepłe koce, bo maluch się przeziębi. - odparłam z "obojętnością".
<Azzai? Chiffa?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!