Słabe promienie słońca prześwitywały przez prawie nagie korony drzew.
Wokół cisza, słychać było tylko kroki szarej wilczycy i rudego liska.
-Po co nam wataha Azzai?- przerwał ciszę Chiffa.
-Będziemy bezpieczniejsi. W grupie zawsze lepiej się bronić niż samemu.-
próbowałam mu wytłumaczyć. Chif to cudownym dzieciak, ale czasami
zachowuje się jak jakiś bachor.
-Dotąd jakoś radziliśmy sobie sami.- odparł cicho. Westchnęłam głośno.
Nie miałam już więcej argumentów i nie wiedziałam jak go przekonać.
Szliśmy dalej w ciszy.
-Jestem głodny.- oznajmił w końcu Chiffa. Kiwnęłam głową i zaczęłam
węszyć za jakimś jedzeniem. Zamiast saren poczułam wilka. Narzuciłam na
głowę kaptur i zaczęłam się skradać cicho w stronę z której dochodziła
woń.
-Azzai, co ty robisz?- uciszyłam szybko mojego brata i wzrokiem
nakazałam mu ukryć się w krzakach za mną. Lisek wykonał polecenie a ja
wróciłam do skradania. Gdy zapach był już blisko położyłam się na ziemi i
zbliżyłam się jeszcze trochę. Ukryłam się za dużym dębem i spojrzałam
na wilka, stał na polanie nieopodal i chyba czegoś szukał.
-Co się dzieje?- usłyszałam nagle za sobą głos Chiffa. Obróciłam się gwałtownie.
-Co ty tu...?
-Hej! Kim jesteś?- tym razem głos należał do nieznajomego wilka. Szedł teraz w naszą stronę.
-A ty?- Zwróciłam się do niego warcząc.
<Ktoś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!