Zaczęłam rozglądać się po niezwykłej puszczy. Były tu rośliny i zwierzęta, których nigdy nie spotkałabym na terenach watahy. Na przykład granatowy motyl, którego skrzydła wyglądały tak, jakby zamknięto w nich gwiazdy, lub śnieżnobiały kwiat, który rzucał ciepły blask na drzewa. Jednak tym, co najbardziej przykuło moją uwagę, był wątły blask w najmroczniejszej części lasu. Sprawdziłam, jak szybko jedzie Amor. Dogoniłabym ją. Zeszłam z Onchao i weszłam głęboko pomiędzy drzewa, tym samym zbaczając ze ścieżki. Idąc, dwa razy dostałam gałęzią w twarz, jednak to mnie nie zraziło. Chwilę później poczułam się obserwowana. W sumie słusznie. Z gałęzi drzew wyłaniały się jakieś ciemne kształty. Również to nie sprawiło, że zwróciłam. Nadal dzielnie parłam przed siebie, idąc w stronę nikłego światła.
~*~
Bąble i niemiłosierny ból. To było pierwsze, co zauważyłam po samoistnym odzyskaniu przytomności. Następnie ogarnęłam, że jestem w trujących krzakach, na których były kolce. Na samym końcu zorientowałam się, że nie widzę na jedno oko. Trochę mnie to przeraziło.
-Po co ja tu.. - mruknęłam sama do siebie. Blask! Odwróciłam się gwałtownie, przyprawiając się o mocne zawroty i ból głowy. Tym, co rzucało nikłe światło, było śnieżnobiałe pióro. Nie dość, że było zbyt duże jak na pióro ptaka, to jeszcze jego koniec był cały we krwi. Ponownie odwróciłam głowę i chwyciłam jedną, kolczastą gałąź i odsunęłam ją od siebie, tym samym się uwalniając. Chwyciłam pióro i wróciłam tą samą drogą. Onchao. Dopiero po chwili zauważyłam, że na siodło cały czas kapie krew. Zignorowałam to i ruszyłam za Amor.
<Amor?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!