22 paź 2015

Od Idalii

Spacerowałam po terenach watahy. Nie prosiłam nikogo o to, aby mi je pokazał, gdyż po prostu nie chciałam się narzucać. Wyszłam z jaskini, w której nikogo już nie było i skierowałam się na wschód. Był wczesny ranek, więc słońce pięknie odbijało się w niczym niezmąconej tafli jeziora, nad którym unosiła się delikatna mgła. Ogółem dziś było niesamowicie. Śnieg lekko iskrzył w chłodnawych promieniach słońca, co wyglądało równie niezwykle jak wcześniej wspomniany widok. Byłam tak zachwycona tym widokiem, że nawet nie zauważyłam, gdy znalazłam się w lesie. Uświadomiło mi to zbyt bliskie spotkanie z drzewem. Potarłam obolały nos i ominęłam "niebezpieczną" roślinę. Zdziwiło mnie tylko to, że było tu tak ciemno, cicho oraz, że nie było tu śniegu. Jak i żadnej żywej duszy. Usprawiedliwiłam to sobie tym, że jest wczesny ranek. W końcu ciemność stała się wręcz dołująca. Zmieniłam się w człowieka, aby nie wydawać z siebie zbyt głośnych dźwięków i użyłam Forcenti. W mojej dłoni poczułam ciepłą kulę, która fakturą przypominała dmuchawiec. Wyciągnęłam rękę przed siebie i oświetliłam najbliższy teren. W tym momencie wyobraziłam sobie, jak to wygląda. Dziewczyna o bladej cerze z jasnymi włosami, odziana w białą sukienkę, przemierza powolnym krokiem mroczny las. W ręce trzyma coś, co przypomina lampion, jednak owym przedmiotem nie jest. Uśmiechnęłam się pod nosem, jednak po chwili, zaniepokojona, rozglądnęłam się. Nieprzeniknioną ciszę przerwały czyjeś kroki.

<Ktoś?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!