Obudziłam się, moim zwyczajem, tuż przed świtem. Amortencja spała
najspokojniej w świecie kilka metrów ode mnie. Postanowiłam zrobić jej
niespodziankę i przygotować śniadanie. Ognisko dopiero dogasało, więc
przez jakiś czas chodziłam po lesie, szukając suchych gałęzi. Kiedy było
ich wystarczająco dużo, wróciłam na miejsce naszego noclegu i
zostawiłam tam patyki. Pobiegłam do pobliskiego strumienia i złapałam
kilka ryb, które potem piekły się na ognisku. Zerwałam nieco soczystych
winogron (to dziwne, co nie?) i wróciłam do Amor. Wadera o złotym futrze
jeszcze się nie obudziła, toteż zaczęłam rozmawiać cicho z Polikarpem
używając jednej z moich mocy. Moja pirania jak zwykle przebywała w kuli
utworzonej z wody, ale tym razem również ja się tam znalazłam. Po jakimś
bliżej nieokreślonym upływie czasu usłyszałam ziewnięcie, więc wyszłam z
wodnej bańki, całkiem sucha. Amortencja przeciągnęła się.
- Dzień dobry – powiedziała nieco zaspanym głosem.
- Dobry – odparłam radośnie. – Ładny mamy poranek, co? Częstuj się.
Obie zasiadłyśmy do śniadania, na które składały się jeszcze ciepłe
pieczone ryby, zebrane przez mnie winogrona, reszta dziczyzny z
wczorajszego wieczora i oczywiście świeża, chłodna woda z pobliskiego
strumyka. Kiedy napełniłyśmy brzuchy położyłyśmy się na grzbiecie na
trawie i obserwowałyśmy chmury, komentując przy okazji ich kształt. Co
Amortencji przypominało słonia, dla mnie wyglądało jak koń, albo to, co
moja złotowłosa towarzyszka nazwałaby królikiem, u mnie ochczone
zostałoby nazwą kangura. Miałyśmy przy tym świetną zabawę i nim się
obejrzałyśmy, zleciało dobre półtorej godziny.
- Słuchaj, a może się gdzieś wybierzemy? – zaproponowałam. – Jestem pewna, że znasz jakieś ciekawe miejsca.
<Amortencja?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!