14 mar 2016

Od Mer

Szłam ośnieżoną drogą, a raczej czymś co kiedyś nazywano drogą. Teraz, w tym śniegu, widać było tylko pojedynczy trop jakiegoś jelenia, który najwyraźniej się zagubił.
Śnieg zacinał od zachodu. Wspaniale, bo akurat zmierzałam w tym kierunku. Jednak nawet pogoda (która ewidentnie dzisiaj powiedziała: "hej, może by tak walnąć śniegiem, bo słyszałam, że Mer wychodzi z domu") nie zdoła mnie tak łatwo powstrzymać.
Był środek zimy, czyli początek sezonu na gromadzenie magicznej wody. Nie mogłam czekać, aż pogoda się uspokoi. To właśnie początek sezonu był najbardziej obfity w magię wód.
Jeziora znajdowały się jakieś pięć dni drogi od terenów mojej watahy. Iście szalone jest przemierzanie tej drogi w pojedynkę, zwłaszcza, kiedy wali śniegiem po oczach, tak jak teraz. Jednak jestem szamaną, a moje zapasy, po ostatnich eksperymentach, bardzo się skurczyły. Byłam wręcz zmuszona wyruszyć na tę wyprawę.
Wiatr wiał coraz silniej, a zimne płatki sypały się w nieskończoność. Szła zamieć. Nie przetrwam zamieci w pojedynkę. Nie ma szans.
Zaczęłam rozglądać się za jakimś schronieniem. Niczego nie znalazłam, jednak nieopodal mnie malowały się jakieś góry. Zboczyłam trochę z kursu, w stronę pagórków. Były stosunkowo wysokie. Liczyłam na to, że schowam się wśród większych kamieni.
Kiedy znajdowałam się dostatecznie blisko, zauważyłam, że w jednej z tych gór jest wgłębienie, coś jakby jaskinia.
I owszem była to jaskinia. Nie wiele myśląc rozgościłam się we względnie suchym miejscu. Nie rozpalałam ognia, nie potrafiłam wykrzesać iskry, od tak. Potrzebowałam przedmiotów, które zostały w domu. Miałam ze sobą tylko torbę i trochę szkła na wodę.
Siedziałam przy wyjściu wpatrując się w jakieś drzewo na horyzoncie. Wiatr musiał być naprawdę silny, bo nieźle je wyginał.
- Kim jesteś? - usłyszałam głos za sobą.
Cho.lera, ktoś tu jest.

ktoś?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!