Mechanicznie przeliczyłam wszystkie składniki, przyzwyczajona do racjonowania żywności. Ot kolejna z moich dziwności. Brakowało jeszcze tylko deski do krojenia, no i oczywiście dużego, płaskiego talerza. Dan, jakby domyślając się moich myśli, wskazał na górna szafkę, zdecydowanie za wysoką jak dla mojej niskiej osoby. W końcu... Coś koło metra pięćdziesięciu pięciu albo sześćdziesięciu nie ułatwiało życia, a czasami nawet mogło je utrudnić i to naprawdę mocno. Wdrapałam się na blat. Marmurowy, czy też z tworzywa imitującego marmur, ale równie zimnego. Kij z tym, to raczej nie było istotne. Uchyliłam drewniane drzwiczki, od razu zabierając się do wyjmowania potrzebnych przedmiotów. Talerz? Jest. Złapałam go lewą ręką, prawą kierując w stronę deski. Niestety zawsze coś musiało pójść nie tak, jak powinno. Dosłownie na sekundę straciłam równowagę, przesuwając stopę nieco do tyłu. Tak odrobinkę. Pięta spotkała się z nicością. Oczywiście poleciałam do tyłu, dzielnie trzymając kruchy element zastawy stołowej. Wręcz przytuliłam go do piersi, bo jeszcze by brakowało szkła na podłodze. Czyjeś silne ręce złapały mnie w talii, powstrzymując od spotkania z kafelkami. Plecami zderzyłam się z czymś miękkim, a jednocześnie nieco twardawym.Odchyliłam głowę do tyłu, spoglądając na mojego bohatera. Ciepło bijące od jego dłoni, pokonujące barierę cienkiego materiału koszulki automatycznie spowodowało, że na mojej twarzy pojawiły się ledwo widoczne rumieńce.
- Hy hy...- zaśmiałam się niezręcznie- lecę na ciebie, Danny!
<Dan?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!