Poszedłem na polowanie. W pewnym momencie wyczułem jakiegoś wilka. Schowałem się w krzakach, w obawie, czy nie jest to wróg naszej watahy. Siedziełem cicho w krzakach. Nagle usłyszałem huk dobiegający ze strony, w której wyczułem wilka. Poczułem okropny ból. Co jest?! Czy on właśnie do mnie strzelił?! Jęknąłem. Usłyszałem kroki. On tu szedł! Wyjrzałem zza krzaków. Okazało się, że to wadera. Byłem pewien, że ona była wrogiem albo moim, albo watahy, albo lubiła strzelać do wszystkich. Zacząłem biec ile sił w łapach. Po jakimś czasie zorientowałem się, że ona mnie nie goni. Odetchnąłem z ulgą. Skierowałem się w stronę jaskini. W pewnej chwili zauważyłem stojącą przede mną waderę. Tę samą, co do mnie strzeliła! Przyjąłem postawę bojową. Wadera zauważyła mnie. Zdziwiona chciała do mnie podejść.
- Nie podchodź! - krzyknąłem.
Wadera spojrzała na mnie dziwnym wzrokiem.
- Ale... ojej! Jesteś ranny! - rzekła.
Stanąłem jak wryty, ale szybko odzyskałem zimną krew.
- Nie udawaj! Przecież to właśnie ty mnie postrzeliłaś!
<Asada?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!