Kiedy Elizabeth się odwróciła bez słowa, jakiegokolwiek uczucia coś we mnie drgnęło. Patrząc jak wilczyca odchodzi zmieniłem się w blondyna. Zrobiłem krok w przód, schyliłem się i ulepiłem ze śniegu "byle jaką" różyczkę. Chociaż nie wiem, czemu z dawnej watahy powiadali, że mam talent artystyczny. To tylko topiący się, biały puch... pff...
Niskim tonem wykrztusiłem z siebie:
-Jesteś zła...? - Wyciągnąłem rękę z śnieżnym kwiatkiem z uśmieszkiem.
-O to, że jesteś taki obojętny wobec mnie? Nie. - Odwróciwszy, Eli zwróciła uwagę na moje ręce. Uczucie w moim wnętrzu było jak... nie idzie tego porównać, czułem "ukłucie", pęknięcie i pustkę. To, że od wieloma czasy mam lód zamiast serca to moja wina? Gdy nagle zaczęło przy niej się topić...?
Potrząsłem lekko głową wyrywając się z natłoku myśli. Mruknąłem pod nosem i zacisnąłem pięści niszcząc "rzeźbę" ze śniegu. Uśmiech znikł w mgnieniu oka. Cwanie schyliłem się i złapałem waderę. Chcąc się wyrwać nieźle przyłożyła mi parę razy w plecy skrzydłami. Jednak mój uścisk był dosyć silny. Będąc na moich ramionach zmieniła postać, na ludzką. Ze zdziwieniem odczułem brak równowagi. Próbując utrzymać poważną minę przechyliłem się w tył i upadłem pod gałęzie drzewa. Upadek spowodował osunięcie się śniegu, który wylądował na mojej głowie. Reszta ciała została osłonięta przez Elizabeth, która tymczasem leżała na mnie. Przyuważyłem u niej delikatny uśmiech i skromny rumieniec.
-To... złościsz się? - Jedną ręką otuliłem jej kość policzkową, a drugą odgarnąłem włosy z oczu. Zerknąłem jej w oczy, ale tym razem z uczuciem nadziei.
________________
Eliś? no comment.. :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!