Wzruszyłam ramionami. Cóż… To musiała być ciekawa historia, ale jakoś nie miałam akurat ochoty jej słuchać czy czytać, postanowiłam zostawić ją na inny raz. Amortencja zagłębiła się w lekturze, a ja moim zwyczajem zerwałam kilka źdźbeł trawy o soczystym, zielonym kolorze i zaczęłam robić z nich węzły. Przeniosłam kulę z wody z pływającym w środku Polikarpem do lasu, w którym się znajdowałyśmy. Teraz krążył mi koło głowy, wypuszczając co jakiś czas bąbelki. Dzięki temu z łatwością potrafiłam się skupić na wykonywanej czynności.
- Co tam robisz? – Usłyszałam głos Amortencji.
- Nic takiego – odparłam. – Węzły marynarskie.
<Amor? Braak weny>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!