Ten idący za mną basior zaczynał już działać mi na nerwy.
- Bandera – odparłam sucho. – A ciebie zwą…?
- Tomaki – przedstawił się basior. – Gdzie idziesz?
- Jak już mówiłam, to cię nie powinno obchodzić – warknęłam, podchodząc krok bliżej wilka i spoglądając mu w oczy. – Będę chodzić tam gdzie chcę, jasne? A ty nie musisz za mną łazić.
- Nie muszę, ale mogę, tak? – zapytał inteligentnie. Przewróciłam oczami.
- Teoretycznie tak, w praktyce może okazać się to trudniejsze. Adiós mi amigo!
Odwróciłam się na tylnych łapach i odbiegłam, nim ten basior, Tomaki, zdążył zareagować. Po kilku minutach błądzenia między drzewami drogę przeciął mi strumyk. Zamiast przeskoczyć go, jak zwykle robię, wykorzystałam moc chodzenia po wodzie. Nim jednak zdążyłam oddalić się, usłyszałam głos:
- Hej, Bandera, czekaj!
Wzdłuż potoku biegł Tomaki. Odwróciłam głowę w jego stronę, zatrzymując się.
- To znowu ty? Czego chcesz? – zapytałam.
<Tomaki? Brak weny>
▼
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!