-Karma-przedstawiłem się, próbując opanować śmiech.
-Mówiłem, żebyś się nie śmiał!-Warknął.
-No sorki, ale to jest komiczne. Wyglądasz na kogoś, kto lata na tych skrzydełkach od lat, a tu nagle; dupa. Coś Ci nie wyszło-zaśmiałem się ponownie.
-Nie śmiej się, no!-Prawie krzyczał. Wypuściłem powietrze nosem i odparłem:
-No dobra, już. Wybierałem się najpierw na zachód, do opuszczonego miasta, ale wtedy ty tu spadłeś. Idziesz ze mną?-Zaproponowałem.
-Okay, niech będzie-odparł, a ja ruszyłem w wyznaczonym kierunku. Samiec podążył za mną. Kiedy byliśmy na miejscu, zauważyłem coś na kształt skarpy. Położyłem przednie łapy na niej, a tyłkiem usiadłem na ziemi. W ten sposób zjechałem z niej, trochę się obcierając. Karasu zrobił to samo.
Szedłem pomiędzy głazami, kiedy nagle usłyszałem ryk. Był podobny do takiego, który wydają mantykory.
-Słyszałeś to?-Zapytałem towarzysza.
<Karasu?>