Oparłam się o burtę i zapatrzyłam w dal. Morze miało piękny, głęboki odcień błękitu. Lekki wiatr wdmuchiwał do moich płuc chłodne, słone powietrze. Łódź przecinała delikatnie morze, unosząc się na falach i opadając po chwili. W kilku słowach wszystko działo się jak najlepiej. To jednak mogło się dość prędko zmienić. Bez słowa zeszłam pod pokład, do mojej kajuty. Wyciągnęłam skrzypce z futerału i zaczęłam grać, podśpiewując przy tym cicho. Przez ponad pół godziny nic nie zakłócało mi spokoju, jednak potem mój słuch zarejestrował w oddali grzmot. Wyszłam na pokład i wyżej, aż na maszt, skąd miałam świetny widok na całą okolicę. Gdzieś w oddali, na wschodzie, dostrzegłam nieduży, stopniowo przybliżający się szary pas. Co jakiś czas słyszałam, jak grzmi. Po kilku minutach fale przybrały na wielkości i sile, zmieniły także barwę. Zbliżała się burza. Prędko odszukałam wzrokiem Amortencję, która stała na dziobie i gapiła się na horyzont z zachodniej strony. Zsunęłam się na deski pokładu i w kilku susach znalazłam się obok znajomej z WNZ.
- Cześć – przywitała się. – Co tam?
- Sztorm nadciąga – odparłam, wskazując łapą przybliżające się szare burzowe chmury. – Zejdźmy lepiej pod pokład.
- Skoro tak mówisz – powiedziała Amor i ruszyła do swojej kajuty. Rozejrzałam się jeszcze raz wokół i poszłam za nią.
<Amortencja?>
▼
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!