Był ranek. Mimo, iż nadeszła już wiosna, na dworze padał dzisiaj deszcz.
Leżałam właśnie w mojej jaskini. Nie miałam na nic siły. Po moich
policzkach spływały łzy. Nie mogłam uwierzyć w to, co się stało. Osoba,
którą tak bardzo kocham, zostawiła mnie. Bez żadnych wyjaśnień. Neptun
był dla mnie wszystkim, a teraz? Teraz czułam taką... pustkę. Po pewnym
czasie postanowiłam się przejść. ,,Trudno, przecież nie jestem z cukru" -
pomyślałam. Chciałam zaczerpnąć trochę świeżego powietrza. Wyszłam na
zewnątrz i wolnym krokiem skierowałam się przed siebie. Cały czas byłam
zamyślona, więc nawet nie zauważyłam, kiedy doszłam do jakiegoś lasu. W
tym czasie na polu była już istna ulewa. Schowałam się pod jednym z
drzew. Nagle usłyszałam czyjeś kroki. Okropnie się przestraszyłam. W tym
momencie zrozumiałam, że jestem w Lesie Samobójców. Rozejrzałam się na
wszystkie strony, jednak nikogo nie zauważyłam. Dźwięk stawał się coraz
głośniejszy. Serce biło mi jak szalone. Niespodziewanie jakiś stwór
rzucił się na mnie. Musiałam się bronić, więc zaczęłam z nim walczyć.
Albo przynajmniej próbowałam, gdyż był on ode mnie dużo silniejszy.
Nagle mocno zranił mnie w brzuch, przez co upadłam na ziemię. Na
szczęście podczas jego chwilowej nieuwagi udało mi się uciec. Popędziłam
przed siebie jak najszybciej się dało. Biegłam ile sił w łapach. Miałam
nadzieję, że go zgubiłam. Odwróciłam się na chwilę do tyłu, aby
zobaczyć, czy nadal mnie goni. Niestety w tym właśnie momencie wpadłam
na jakiegoś basiora.
- Przepraszam! - powiedziałam przerażona.
< Ren? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!