W tamtym momencie w moim umyśle, odezwała się stara ja, tak zwana przez większość encyklopedia życiowa. Przeanalizowałam jeszcze raz słowa basiora, po czym ułożyłam się wygodnie na ziemi. Ten zdziwiony tym, że nie odpowiedziałam usiadł i zaczął mi się bacznie przyglądać. Westchnęłam cicho i przeniosłam swók wzrok ze skały, właśnie na niego.
- To, że cię unika nie musi być wcale twoją winą - powiedziałam spokojnie.
- No wiesz co, nie wydaje mi się by miała jakieś dość ważne powody do uciekania przede mna.
- A jednak może ma - szpenęłam.
- Nie głupie, nie głupie...
W tamtym momencie znowu usłyszałam donośny huk, przez co mimowolnie wstałam i zaczęłam chodzić nerwowo, na planie koła. Miałam powody by nienawidzieć burzy i nikt nie powinien się ze mnie śmiać, na pewno nie w moim towarzystwie. Zen miał tak rozweselony pysk, że nie mogłam na niego patrzeć.
- Zrób coś z tym... - jęknęłam cicho.
Ten tylko popatrzył na mnie pytająco, na co ja nic nie odpowiedziałam. Położyłam się w rogu jaskini i zakryłam uszy łapami.
-Spokojnie Sav, nie przyjdą po ciebie... Jest dobrze - szeptałam ledwodosłyszalnie.
<Zen?>
▼
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!