Ruszyłem swoje cztery litery z jaskini i wyszedłem na zewnątrz. Przyjemny deszcz dawał ogromne ukojenie i ochładzał zbyt ciepłe powietrze. Choć.. Raczej nie nazwałbym tego deszczem. Bardziej coś w stylu wilgotnej mgły. Z cichym westchnieniem przeskoczyłem zwalony pień, choć sam przy tym prawie się zabiłem. Przez pogodę byłem cały czas rozespany. Ziewałem co chwilę, a oczy same mi się zamykały. Po chwili wpadłem na jelenia, który był tak samo nieogarnięty jak ja. On patrzył na mnie, a ja na niego. Ja patrzyłem na niego, a on na mnie. Zamrugałem dwa razy, a on wydał z siebie jakiś niekontrolowany, dziwny dźwięk i zwiał gdzieś w krzaki.
- Widzę, że ktoś tu wystraszył mi śniadanie.. – usłyszałem.
- Wcale nie wystraszył, a uciął sobie pogawędkę. – zaprotestowałem, odwracając się w stronę głosu. Moim oczom ukazała się brązowa wadera, która patrzyła na mnie jak na idiotę.
- P-pogawędkę? Przecież ty się na niego gapiłeś.. – odparła zaskoczona.
- Bo to była pogawędka.. Em.. Za pomocą telepatii, o.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!