Uniosłam brew. Doprawdy, nie jest głodny? Byłam niemal pewna, że z chęcią zjadłby tego zająca w całości. Pochyliłam się nad zdobyczą i oderwałam dwie łapy. Resztę upolowanego przez Tomakiego zwierzątka podsunęłam mu przed łapy. Otworzył pysk, by zaprotestować, ale go uprzedziłam.
- Powinieneś coś zjeść. To, że odstąpisz mi twoją część jedzenia, nie da mi wiele, za to tobie odbierze.
- Ale…
- Żadnych ale, wiem co robię. Jedź – przerwałam mu tonem nie znoszącym sprzeciwu. Basior mruknął coś pod nosem, ale zaczął jeść. Ja również zabrałam się za swoją część i już po chwili z całego zwierzątka nie zostało wiele poza skórą, kośćmi i kilkoma mniej smacznymi częściami. Oblizałam się i rozejrzałam wokoło. Od pewnego czasu wycie i ryki ucichły, okolica wydawała się bezpieczna i opuszczona. Wraz z napełnieniem żołądka moje siły powróciły i poczułam się znacznie lepiej. Zmierzyłam wzrokiem zakrwawionego Tomakiego.
- Możesz iść?
Basior wykonał kilka niepewnych kroków, a potem uśmiechnął się słabo.
- Chyba tak – stwierdził.
- W takim razie chodźmy – powiedziałam i ruszyłam przodem, utykając trochę.
<Tomaki?>
▼
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!