Uśmiechnęłam się delikatnie do basiora. Nagle zorientowałam się, że przez jego pogawędkę, nie słyszałam nic. To było takie dziwne uczucie, nie zwracać uwagi na to, co przez całe życie tak bardzo cię dobijało. Chwyciłam kamień, na którym Zen położył łapę, przez co ten stracił równowagę.
- Przepraszam -powiedziałam.
- Już zabójstwo? - zapytał roześmiany.
- Nie jestem zabójca - odparłam ze śmiechem.
- Obrońca?
- Nie?
- Nie wiem no dobra, hmm to może szpieg? - dopytywał.
- Nie też, może podpowiedzieć?
- Nie ja myślę! - odparł, kładąc łapy na skronie - Ammmm.
Zaśmiałam się głośno. Zen na prawdę umiał mnie rozśmieszyć. Ta cała sytuacja na pewno wyglądała dziwnie ale co tam.
- Strażnik!
- Bingo! - zaśmiałam się.
Basior uśmiesznął się serdecznie, po czym wyjrzał na zewnątrz.
- Chyba już wszystko minęło.
Podeszłam do niego powolnym krokiem, uważnie obserwując to co się działo w lesie. Przestało grzmieć, a deszcz tylko kropił.
- Idziemy gdzieś? - zapytałam, wychodząc na zewnątrz.
<Zen? Takie pokrecone>
▼
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!