Wzrokiem powędrowałam za bezczelnym pokurczem, zwanym potocznie dzieckiem z dobrego domu. Nie cierpiałam takich osób, właśnie przez to, że często wolały zwalić winę na innych, niż zebrać baty i brnąć dalej albo się czegoś nauczyć. Bez słowa uprzedzenia ruszyłam przez kolorowy miszmasz różnych osobistości, czasem pomagając sobie rękoma w przedarciu się przez tłum. Czy w soboty restauracje muszą być zatłoczone? Wszystkie? Nawet takie pizzerie? Witamy w mieście, Moon... W końcu, jakimś iście magicznym sposobem, udało mi się przedrzeć do (o ironio) niezbyt długiej kolejki. Dwie osoby... jedna... Stanęłam naprzeciwko pulchnej, niebieskowłosej dziewczyny, o znudzonym życiem spojrzeniu.
- Cztery sery- mruknęłam.
Wbiła cenę na panelu kasy, nawet nie podając mi ceny. Wyciągnęłam z kieszeni sfatygowany banknot, oddając go pod opiekę kasjerki. Cóż... Obyło się bez reszty. W sumie to chyba dobrze, nie lubię zbierać drobniaków, bo potem są wszędzie. Odeszłam o kilka kroków, ustępując miejsca pozostałym czekającym. Pizza pojawiła się szybko, schowana w tekturowym pudełku. Teraz gdzie jest Dan... Normalnie musiałam teraz wyglądać jak zagubiona owieczka. Na to porównanie znów uniosłam kąciki ust w grymasie uśmiechu. I nareszcie ukazała mi się ciemna czupryna, a potem cały chłopak.
- To teraz do ciebie. Prowadź, panie przewodniku- zaśmiałam się cicho.
<Dan?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!