Szłam przed siebie, próbując dorównać kroku mojemu towarzyszowi. Niestety miał dłuższe nogi i przez to, takiej osobie jak ja, prawie nie udawało się za nim nadążyć. Wzięłam się więc na sposób i przeszłam na asfalt, z dala od reszty ludzi. Najwyżej mnie jakiś pirat drogowy pierdolnie, mała strata dla świata. Cisza, brak rozmowy, jakoś magicznie mnie uspokajały, wręcz przywoływały senność. Ech... Tak to jest, jeśli od kilku miesięcy śpi się każdorazowo po maksymalnie godzinę. Moją uwagę zwróciło pewne imię oraz towarzyszące mu pytanie. Jeff... W sumie to sama nie wiedziałam, jak nazywało się to, co kiedyś między nami zaszło. Przeskoczyłam na chodnik, tuż obok Dana.
- Jeffrey... Wiesz. Wyleczyłam się z niego. To było głupie zauroczenie, dałam się ponieść emocjom... Na całe szczęście nic między nami nie zaszło... Takiego, co mógłby mi wypominać- westchnęłam cicho, zdając sobie sprawę z tego, że właśnie opowiadałam mu o... wszystkim.- Po części właśnie przez to zniknęłam. Musiałam to przemyśleć, ogarnąć się i od nowa nauczyć funkcjonować bez tego całego zauroczenia. Bo tamto nieoficjalne chodzenie ze sobą niszczyło mnie wewnątrz, robiłam się miękka, jednocześnie nie potrafiłam zapomnieć o swojej starej miłości. Jeff robił za takie... zastępstwo. Chyba nigdy tak naprawdę go nie kochałam. Widziałam tylko kogoś, kim nigdy by nie był.
I tu postanowiłam przystopować, bo się rozgadałam. Zupełnie jakby wstąpiła we mnie taka śmiała dziewczyna, co to potrafi spójnie i długo mówić, czyli nie ja. Po raz enty poprawiłam nieznośną grzywkę, tym razem szybko, jakby nerwowym ruchem. Bałam się, co Dan sobie o mnie pomyśli...
<Daniel?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!