Dobra, to było dziwne. Zaatakował nas basior, a my DWIE, zamiast walczyć przeskoczyłyśmy jakimś portalem do jakiejś otchłani. Cóż to w ogóle jest? I dlaczego po prostu nie wrócimy, tylko idziemy sobie spokojnie spacerowym tempem, rozglądając się za sama nie wiem czym!? Mogłam chociaż przywalić napastnikowi wodną kulą w łeb, a tu co? Ucieczka nie załatwi sprawy. On może nas znowu zaatakować, a tak nie byłby już w stanie albo wiedziałby, że nie należy z nami zadzierać. Poza tym Karpuś został w tamtym lesie i czułam, że w tamtej chwili kula z nim w środku latała trzy metry nad ziemią. To nie jest normalne.
- Amor? W jakim lesie wcześniej byłyśmy? Miał jakąś nazwę czy coś? – zapytałam.
- Las Sindi – odparła spokojnie wadera. Cóż, przynajmniej wiedziałam, gdzie mam szukać.
- A co to jest ta otchłań? I nie możemy wrócić normalnie, przez portal?
Amortencja już otworzyła pyszczek, by coś powiedzieć, gdy usłyszałyśmy odgłos szybkich kroków. Obejrzałam się za siebie i dostrzegłam tego basiora, co próbował nas zaatakować w Lesie Sindi. Szybko utworzyłam kulę z wody i rzuciłam nią prosto w pysk wilka. Obie z moją towarzyszką zaczęłyśmy uciekać, byle dalej od napastnika. Dopiero teraz zobaczyłam, że jest wyższy i bardziej umięśniony niż przeciętni przedstawiciele naszego gatunku. Cofam to, co wcześniej powiedziałam. Jednak Amor dobrze zrobiła, próbując ucieczki. Tylko wieka szkoda, że jej plan się nie powiódł.
- Co teraz? – zapytałam w biegu, oglądając się za siebie. Basior zaczynał nas powoli doganiać.
<Amortencjo?>
▼
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!