Wczesnym rankiem poszedłem na spacer po lesie. Promienie jeszcze zimowego słońca skrzyły się w białym puchu. Chodziłem różnymi ścieżkami. Nagle usłyszałem szelest w krzakach. Jakaś postać wyskoczyła z zarośli i rzuciła się na mnie. Z łatwością przygniotłem (jak się okazało) waderę do ziemi.
- Puść mnie! - jęknęła przerażona.
Spróbowała użyć na mnie jakiejś mocy. Chciała "wyssać" ze mnie wodę. No ale cóż, chyba jej nie wyszło.
- Wybacz, tego typu zaklęcia na mnie nie działają - powiedziałem. - A teraz powiedz mi, dlaczego mnie zaatakowałaś?!
- To nie było specjalnie...! Byłam na polowaniu, usłyszałam coś i pomyślałam, że to jakaś zwierzyna... - odparła cicho.
- Ta jasne!
- Naprawdę! Proszę, puść mnie... - poprosiła niemalże błagalnym tonem.
Wyczytałem w jej oczach, że nie kłamie. Puściłem waderę i pomogłem jej wstać.
<Dakota?>
▼
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!