Leżałam na ziemi. Szybko się podniosłam i moim oczom ukazał się padnięty Napi.
- O nie!!! Co ci się stało?! - zapytałam przestraszona.
- Co? Mi? Nic... - odpowiedział próbując wstać, jednak upadł z jękiem.
Podbiegłam do niego. Podniosłam jego łapę i ujrzałam dosyć głęboką ranę. Przytuliłam go.
- Nie mart się, pomogę ci - rzekłam po chili i powoli wzięłam go na plecy, starając się nie dotykać rany.
Biegłam w stronę medyczki jak najszybciej się dało. Po chwili byliśmy na miejscu.
- Halo? Jest tu kto? - zapytałam.
- Tak, jestem - odpowiedziała medyczka i spojrzała na Neptuna - Co mu jest? - zapytała.
- Jakiś wilk mu to zrobił - rzekłam.
- A tobie nic nie jest? - dopytywała się wadera.
- Nie, nic mi nie jest. Bardzo proszę zająć się teraz Neptunem - odparłam
- Czy mogę tu zostać? - zapytałam.
- Oczywiście.
Usiadłam niedaleko wyjścia z jaskini. Cały czas myślałam o tym, kto to był. Stwierdziłam, że może to ktoś z Watahy Półksiężyca. Głośno westchnęłam. ,, Oni nigdy się od nas nie odczepią!" - pomyślałam. Moje myśli przerwał głos wadery:
- Możesz iść do domu. Wróć jutro, powinien już czuć się dobrze.
- A czy mogłabym zostać tutaj? Robi się już wieczur, a ja chciałabym być przy nim cały czas - rzekłam.
- Dobrze - powiedziała po czym poszła w głąb jaskini.
< Neptun? >
▼
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując, zachowujmy kulturę wypowiedzi. Pamiętaj, to, jak się wyrażasz świadczy tylko i wyłącznie o tobie!